Całe życie marzyłam o tym, żeby pojechać do Irlandii. W zeszłe wakacje udało mi się ten pomysł zrealizować, razem z moją chorwacką koleżanką, Ivaną - rok wcześniej obiecałyśmy sobie, że będziemy oszczędzać przez najbliższy rok i we wrześniu 2011 spotkamy się w Dublinie. I udało się :)
Ale do sedna! Zauważyłam, że Ryanair oferuje na wrzesień bardzo korzystne ceny z Modlina do Dublina. Przykładowo w terminach 11.09.2012 - 18.09.2012 można polecieć za 336zł w obie strony. Wprawdzie bez bagażu rejestrowanego, ale 10kg w podręcznym powinno wszystkim wystarczyć (mój zeszłoroczny bagaż do Irlandii ważył ok. 9kg ;)) Jest to bardzo fajna cena jak na przelot do Irlandii, ale jeśli znajdziecie coś lepszego, piszcie w komentarzach!
Jednak 300zł to nie lekki wydatek, dlatego teraz opiszę, jak najtaniej przeżyć na miejscu, co mimo wszystko jest dosyć proste i osobiście przeze mnie wypróbowane. Proponuję trasę Dublin - Cork - Galway - Dublin, którą my z Ivaną zrobiłyśmy.
Po pierwsze - nocleg. W Irlandii można znaleźć wiele hosteli, w których za noc zapłacimy niewiele, tzn. poniżej 10 euro za noc w dormie. Jednak jest to kolejny dodatkowy wydatek. Dlatego proponuję Wam dużo fajniejszą, ciekawszą i, nie ma co ukrywać, tańszą opcję, a mianowicie - couchsurfing. Irlandia słynie z bardzo pomocnych i gościnnych ludzi, czego miałyśmy ogromne szczęście doświadczyć. Poznałyśmy trzech fantastycznych chłopaków - w Dublinie, w Cork i w Galway. Opowiadali nam o ich życiu w Irlandii, wychodziliśmy razem wieczorem na miasto (nigdy nie zapomnę naszego pub crawl w Cork!) i bez nich nasz wyjazd nie byłby tym samym. Pamiętajcie więc, że couchsurfing to przede wszystkim idea bazująca na tym, że przyjeżdżacie do kogoś w gości, zatem należy zachowywać się jak gość, a nie traktować tego jako jedynie darmowy nocleg. Ale może kiedyś napiszę osobnego posta o couchsurfingowych doświadczeniach, których chciałabym mieć znacznie więcej niż mam obecnie.
Po drugie - transport. W Irlandii najtańsza opcja przemieszczania się z miasta do miasta to... autostop :) Mimo iż nie jest legalny, bardzo wiele osób praktykuje ten sposób podróżowania i, co najważniejsze, bardzo łatwo złapać stopa. Nie stałyśmy dłużej niż 5min, kiedy jeden chłopak zaproponował nam, że podrzuci nas z Dublina do Cork (ponad 200km). Spędziliśmy fantastyczne 2h rozmawiając z nim na chyba każdy możliwy temat. To naprawdę proste, ponieważ ludzie na Zielonej Wyspie są niesamowicie uczynni i przemili, jednak należy pamiętać, że aby złapać stopa trzeba wyjechać trochę poza miasto, najlepiej autobusem.
Inną opcją są także międzymiastowe busy - my jechałyśmy takim z Galway do Dublina, centa to niecałe 12 euro.
Po trzecie - po co tam jechać? Dla mnie odpowiedź jest prosta - żeby poznać mieszkańców, nacieszyć się cudownymi widokami i spróbować Beamisha (ciemne piwo z Cork, dla mnie dużo lepsze od Guinessa :)).
Ha' Penny Bridge w Dublinie |
Naszym pierwszym celem była stolica Irlandii. Dublin to fantastyczne, kolorowe miasto o niesamowitej historii, którego życie koncentruje się wokół rzeki Liffey. Nie będę opisywać co po kolei należy zobaczyć, bo najfajniej jeśli sami odkryjecie muzea, kościoły i inne zabytki, ale poradzę tylko, żebyście wieczorem wyszli na Temple Bar i weszli do któregoś z pubów z muzyką na żywo. Bardzo brakuje mi tego typu miejsc w Warszawie (chyba że może mi coś polecicie? :)) Warto też zdecydowanie udać się do muzeum - więzienia Kilmainham na wycieczkę z przewodnikiem. Kosztuje to naprawdę niewiele (dla studentów 2 euro) a można usłyszeć bardzo ciekawą opowieść o walce Irlandczyków o wolność, naprawdę niesamowicie interesujące. Nie dotarłyśmy niestety do browaru Guinessa, ale to z przyczyn, których opisywanie zajęłoby za dużo miejsca tu :) Poniżej - trochę zdjęć z Dublina autorstwa Ivany :)
Guiness Brewery |
Kilmainham Gaol |
Kilmainham Gaol |
Temple Bar |
Po Dublinie udałyśmy się do Cork. Miasto małe i klimatyczne, choć Dublin chyba bardziej mi się podobał. Jednak to w Cork poznałyśmy najcudowniejszych ludzi. Kiedy na dworcu zostawiałyśmy w przechowalni bagaże, podszedł do nas starszy pan (nie, nie prosił o kasę na wódkę) i zaczął z nami tak po prostu rozmawiać. Kiedy dowiedział się, że chcemy zobaczyć klify Moheru w hrabstwie Clare, zaśpiewał nam prześliczną piosenkę "My lovely rose of Clare", możecie ją znaleźć na youtubie (a śpiewał naprawdę dobrze!). W Cork mieszkałyśmy u Aarona i jego rodziny, dzięki którym poczułyśmy niesamowitą rodzinną atmosferę. Nasz host zabrał nas na wspomniany pub crawl, który wprawdzie zrujnował nas finansowo (cena piwa w irlandzkim pubie to ok. 3,5 -4,5 euro), ale była to jedna z moich najlepszych nocy w życiu!
English Market w Cork |
Następnego dnia poszłyśmy z Ivaną na 8-kilometrowy spacer autostradą do Blarney, żeby zobaczyć słynny zamek. Wprawdzie słyszałyśmy, że nie warto za tę cenę tam wchodzić (wejście dla studentów to 10 euro), ponieważ zamek jest malutki i został jedynie bardzo dobrze wypromowany (pocałuj kamień z Blarney), ale uznałyśmy, że zaryzykujemy. I powiem szczerze, że nie zgodzę się z opinią przedstawioną powyżej, dlatego że zamek w Blarney to nie tylko sam zamek, ale także przepiękne, ogromne ogrody. Chodziłyśmy po nich chyba ok. 4 godzin i poniżej zamieszczam zdjęcia, także sami możecie ocenić, czy naprawdę warto.
Spacer do Blarney |
Po Cork przyszedł czas na Galway - moim zdaniem najpiękniejsze z odwiedzonych przez nas miast. Niezwykle kolorowe i rozśpiewane, muzykę możesz usłyszeć dosłownie wszędzie. Pamiętam, że naprawdę chciałam płakać ze szczęścia, kiedy usłyszałam w Galway moją ukochaną "Galway Girl" (ci z Was, którzy widzieli "P.S. I love you" na pewno kojarzą scenę, kiedy Gerard Butler śpiewa i gra na gitarze w pubie we wspomnieniach Hilary Swank - to właśnie "Galway Girl"). Warto przejść się kolorowymi ulicami Galway na piękne wybrzeże.
Z Galway pojechałyśmy także na wycieczkę do pięknych, majestatycznych klifów Moheru. Z praktycznych uwag - bardziej opłaca się wycieczka zorganizowana, która jedzie nie tylko do samych klifów, ale też zwiedzimy na niej cały przepiękny region niż podróż na własną rękę autobusem. Ciężko tam dostać się też stopem. My za całodniową (ok. 8h) wycieczkę zapłaciłyśmy 15 euro za bilet studencki z Lally Tours, byłyśmy bardzo zadowolone i to chyba najtańsza opcja (chyba że teraz coś się zmieniło). Naprawdę warto, z resztą zdjęcia mówią same za siebie :)
I tak właśnie mniej więcej dobiegła końca nasza podróż :)
Jeszcze z praktycznych uwag:
- Ceny: w Irlandii jest drogo, jeśli macie mały budżet, to zapomnijcie o jadaniu na mieście itp., aczkolwiek nie napicie się Guinessa czy Beamisha, nawet jeśli nie jesteście smakoszami piwa, to grzech. Drogie niestety są zwykłe produkty spożywcze, dlatego należy się przygotować na dosyć spore wydatki na jedzenie. Albo mało jeść! ;)
- Spanie na lotnisku - bez problemu, spędziłam jedną noc w Dublinie. Na górze jest bar z kanapami, który zamykają na noc, można się tam spokojnie kimnąć, ale niestety budzą się jakoś nad ranem, bo chcą tam posprzątać
- Faceci - dziewczyny, Irlandczycy są naprawdę fantastyczni, oczywiście nie tak fantastyczni, jak mój fantastyczny chłopak, ale naprawdę fajni! :D
To by było na tyle na dziś. Podsumowując - Irlandia to chyba najfajniejszy kraj, jaki do tej pory odwiedziłam, naprawdę gorąco ją Wam polecam! Jest naprawdę piękna i zielona! Niestety nie opisałam nawet połowy tego, co tam przeżyłyśmy, ale mam nadzieję, że choć trochę Was zachęciłam :)
PS.: Wizzair i Ryanair oferują bardzo fajne cenowo loty do Budapesztu na lipiec i sierpień!
Boże, zazdroszcze max!! Chyba od zawsze chciałam tam pojechać, po obejrzeniu P.S. I <3 you (jednego z moich najukochańszych filmów) jeszcze bardziej, ale teraz jak to wszystko przeczytałam aaa i te zdjecia, to swierdzam, ze musze musze muusze tam pojechac!!! :)
OdpowiedzUsuńMogłabyś napisać jeszcze prosze cos wiecej o couchserfingu, jak to wyglada od technicznej strony i ile mniej wiecej wyniósł cały koszt tej wyprawy? :)
Ahaa i jeszcze jedno uwielbiam tą strone!!!
OdpowiedzUsuńDzięki, bardzo miło się czyta takie komentarze. O couchsurfingu napiszę pewnie dłuższy artykuł, ale na szybko, jeśli chodzi o stronę czysto techniczną - musisz mieć profil na couchsurfing.org i jeśli chcesz u kogoś przenocować wysyłasz mu "couch request". I fajnie, żeby się do tego przyłożyć, znaczy przeczytać dokładnie profil potencjalnego hosta, napisać taką w miarę personalną wiadomość, czemu akurat ją/jego wybierasz. Co do kosztu caaaałej wyprawy to nie jestem pewna, ale tak: lot kupiłam za ok. 500zł w obie strony z aerlingus, ale jak napisałam powyżej - da się dużo taniej. Byłyśmy tam 7 nocy z czego 5 nocy spędzonych na couchsurfingu, jedna w hostelu w Galway - 10 euro (nasz host nie mógł nas gościć 2 nocy niestety) i 1 na lotnisku. 15 euro na wycieczkę Cliffs of Moher i ok. 21 euro za przejazdy autokarowe - razem 36 euro. Wstępy: 10 euro do Blarney, 2 euro - do Kilmainham. Plus jedzenie i picie i jedna bardzo szalona noc po pubach, na której się trochę zrujnowałam (ok. 35euro). Ale bez jedzenia i picia ok. 750zł chyba. Niestety jedzenie i picie jest bardzo drogie, trochę wydałam w pubach (szalone noce ;)). Też trochę na jakieś pojedyncze przejazdy autobusem. Także ciężko mi powiedzieć, ile dokładnie, ale radzę gotować sobie samemu i dużo stopem jeździć :)
OdpowiedzUsuń