Zainspirowana pogodą za oknem i prawie bożonarodzeniowym klimatem uznałam, że choć to nie sezon, czas podzielić się z Wami moim (odkrytym w tym roku) pomysłem na narty. Na pewno spodoba się on tym, którzy nie mają samochodu (albo których autka nie nadają się na zbyt długą podróż) i chcą w miarę łatwo i szybko dostać się na jedne z najpiękniejszych austriackich (a pewnie i światowych) stoków. Ci z samochodem pewnie zostaną przy swoich czterech kółkach, ale jeśli nie wybieramy się większą grupą, wariant opisany poniżej może im wyjść trochę taniej (zwłaszcza biorąc pod uwagę rosnące ceny paliw, winiety itd.). Wbrew pozorom także nie wiąże się on z milionem przesiadek (tylko z jedną, całkiem wygodną!). Jeśli zaciekawiło Was to, zachęcam do lektury!