środa, 20 listopada 2013

Nowa Zelandia część II: Północna Wyspa

Po długich i żmudnych przygotowaniach (w miarę rzetelnie opisanych w poprzedniej notce) udało nam się zapakować do samolotu (z racji ograniczeń wagowych naszych bagaży do 10 kilo nie było to specjalnie ciężkie) i ruszyć na wakacje życia. Wprawdzie najpierw czekał nas mały przystanek w Barcelonie, ale po 5 dniach w mieście Gaudiego (które też mam nadzieję opiszę wkrótce) pozwoliliśmy British Airways zabrać nas za ocean, na sam koniec świata. Naszym pierwszym celem było Auckland, jedno z największych miast Nowej Zelandii i główny międzynarodowy port lotniczy. Podróż, choć do krótkich nie należała (ok. 30 godzin z przesiadką w Londynie, potem w Hong Kongu), minęła stosunkowo szybko i muszę przyznać, że zarówno obsługa British Airways, jak i ich linii partnerskiej Cathay Pacific, spisała się na medal (jedzenie, o dziwo, było naprawdę bardzo dobre!). Ale nie o ocenę linii lotniczych tu oczywiście chodzi. W końcu (ja trochę nie dowierzając, że spełniam swoje wielkie podróżnicze marzenie) wylądowaliśmy w kraju Kiwi!